Rozmowy z asesorem o kosmetykach cz. 2

Jak obecnie podchodzi się do nanomateriałów w kosmetykach? Coraz częściej mówi się o przenikaniu cząstek substancji do głębszych warstw skóry.

Jest to tak obszerny temat, że moglibyśmy poświęcić temu przynajmniej cały rozdział w książce, ale spróbuję temat zamknąć w pigułce.

To, że nanocząstki pokonują barierę krew/mózg jest oczywiste jak to, że woda jest mokra. Pojedyncze nanocząstki pokonują tym samym bariery skórne, zwłaszcza tam, gdzie są one biologicznie słabsze – błony śluzowe, przydatki skóry takie jak mieszki włosowe, kanały potowe i wiele innych. To otwarte wrota dla całej gromady substancji, tym bardziej dla materiałów o nanowymiarach. Jednak to nie przenikanie samo w sobie może budzić nasz niepokój, tylko rodzaj nanocząstek. Wykorzystywanie metaloorganicznych nanocząstek chociażby srebra w kosmetyce mnie osobiście przeraża. Nonszalancko upychane są w tonikach, kremach czy innych formulacjach kosmetycznych powołując się na ich główną funkcję, czy działanie przeciwbakteryjne. Faktem jest owe działanie, jednak nie jest ono porównywalne z antybiotykami czy innymi bakteriostatykami. Przede wszystkim mechanizm działania samego srebra nie jest selektywny w globalnym ujęciu. Działa na każdą żywą komórkę. Dodatkowo organizm ludzki nie posiada zdeterminowanych szlaków metabolicznych czystego srebra, więc ma ono potencjał bioakumulacyjny. Wyobraźcie sobie, że takie nanocząsteczki znajdujące się w naszym organizmie działają jak tzw. RTFy, czyli Reaktywne formy tlenu – wolne rodniki. Uszkadzają mechanizmy łańcucha oddechowego komórek, globalizując zjawisko nekrozy komórkowej. Zostawmy jednak już to srebro. Podobnego działania możemy doszukiwać się w nanocząsteczkach krzemu, tytanu. Oczywiście ich działanie nie będzie tożsame w pełnym zakresie, jednak faktem jest mocno posunięta bioakumulacja w naszym organizmie. Nawet jeżeli ktoś nie rozumie podstawowych zasad biologii komórkowej czy inżynierii materiałowej, to budzić zastrzeżenia powinien właśnie fakt magazynowania/odkładania tych cząstek w ludzkich organach. Zostają i co dalej? Wątpliwe jest przecież, że nasze organizmy są jak worki bez dna mogące przyjąć niezliczoną ilość takich cząstek.

Czy zauważa Pan jakieś trendy składnikowe? W zeszłym roku popularny był bakuchiol, a obecnie?

Niestety to pytanie jest dla mnie lekkim strzałem w kolano. Z uwagi na to czym się zajmuję oraz jaką filozofię wyznaję ciężko jest mi oceniać, czy nawet wychwytywać trendy składnikowe. Moi klienci to podmioty o bardzo rozproszonych przekonaniach. Jedni stosują wyłącznie składniki pochodzenia naturalnego, organicznego. W ich formulacjach królują same nierafinowane oleje, z reguły z przewagą tych nieco bardziej rodzimych olejów. Znaleźć możemy olej z krokosza barwierskiego, olej słonecznikowy, olej rydzowy, konopny czy czarnuszkę. Natomiast są też producenci, którzy skłaniają się ku tworzeniu bardzo złożonych technologicznie formulacji. Znajdziemy tam oprócz odpowiednio dobranych olejów roślinnych również dodatki czystych kwasów tłuszczowych potęgujących działanie tychże olejów. Wykorzystywane są też enzymy, alkaloidy w czystej postaci czy inne ekstrakty złożone.

Z tego co zdecydowanie przyciąga jednak uwagę w tym roku, przynajmniej w moim odczuciu, to już bardzo funkcyjne kosmetyki z wykorzystaniem olejku cbd. Zauważyłem również mocniejsze zainteresowanie Betainą buraczaną. Jest to aminokwas, który cudownie wygładza skórę i włosy. W dalszym ciągu w łaskach konsumentów jest również lawenda czy nagietek. Z rzeczy, które mogą być lekkim powiewem świeżości jest bisabobol o dość wszechstronnym działaniu w kosmetykach.

Wielu konsumentów uważa, że w kosmetykach są szkodliwe substancje. Czy to możliwe? Czy donory formaldehydu są takie straszne?

Żadna substancja szkodliwa, lub o jakimkolwiek potencjale szkodliwym, świadomie w kosmetyku znaleźć się nie może. To, że w składzie czasem natrafiamy na budzące kontrowersje składniki nie wynika z faktu ich umyślnego stosowania na szkodę odbiorcy. Wspominałem o licznych załącznikach do Rozporządzenia, które stoją na straży stosowania składników szkodliwych. Należy ufać asesorowi, który opracował ocenę bezpieczeństwa produktu kosmetycznego. Jeżeli coś zostało dopuszczone to najwidoczniej nie znaleziono żadnych twardych i potwierdzonych dowodów na szkodliwość tych stosowanych surowców. Często w życiu bywa tak, że przeczytamy jeden artykuł, taki z grupy tych pseudo-naukowych, i od razu czujemy się ekspertami w danej dziedzinie. Podczas oceny danego składnika musimy jednak wziąć pod uwagę przede wszystkim jego stężenie, czyli tzw. próg przenikalności substancji, dodatkowo jej charakter chemiczny oraz całą resztę formulacji kosmetycznej. Gdy już to przejdziemy to musimy zrozumieć raz na zawsze, że skóra, czyli aplikacja dermalna, to nie żołądek czy jelita, więc nie zawsze to co szkodliwe w podaniu doustnym będzie również szkodliwe w aplikacji dermalnej i na odwrót.

Na ten temat można było by dywagować miesiącami. Niemniej jakieś drobne wpadki zawsze zdarzyć się mogą. Asesor i producent to też ludzie. Jednak, gdyby owe wpadki były rażąco niezgodne z prawem istnieje szereg procedur, do których producent musi się dostosować i finalnie produkt z rynku wycofać.

Na miejscu konsumenta obawiałbym się raczej innej rzeczy niż celowego stosowania substancji szkodliwych. Mianowicie bezsensownego upakowywania topowych i chodliwych surowców w ilościach ppm-owych, aby tylko podnieść status i oczywiście cenę kosmetyku.

Nawiążę jeszcze do samego formaldehydu, który został wciągnięty do załącznika II Rozporządzenia, czyli został zakazany. W załączniku tym również dosyć szczegółowo opisano pochodne i donory formaldehydowe, które mogą prowadzić do jego powstawania. Dla uspokojenia klientów odniosę się również do toku oceny bezpieczeństwa. Jeżeli asesor dostanie do oceny formulacje ze składnikami niezamieszczonymi w załączniku, a podkreślam, że jesteśmy zobligowani do korzystania nie tylko z samego Rozporządzenia, ale również ze swojej wiedzy (często chemicznej), to jeżeli na drodze reakcji chemicznych/interakcji składnikowych, w formulacji kosmetycznej zauważymy, że potencjalnie może uwalniać się formaldehyd, wtedy nie ma mowy o pozytywnej ocenie raportu. Wyjątek stanowi sformułowanie „uwalnia formaldehyd” obowiązkowo umieszczane na etykiecie, w sytuacji, gdy jego poziom przekracza stężenie 0,001% w całym kosmetyku, a asesor nie znalazł żadnych prawnych i toksykologicznych przeciwwskazań do zastosowania takiego surowca. Ostatnia opisywana sytuacja ma z reguły miejsce, gdy asesor pracuje na umowę w danym zakładzie pracy i raczej średnio może odmówić wykonania oceny. Oboje, asesor i producent nie łamią prawa, korzystają z tzw. warunkowych dopuszczeń, niemniej jest to sprawa wyznawanej filozofii przez osobę asesora. To czy odmówi, mimo że legalne, czy jednak podejmie się tegozależy od jego sumienia.

Ale nie ma co drżeć po nocach ponieważ są to śladowe ilości. Dodam, że narażamy nasz organizm na dużo gorszą ekspozycję wielu substancji o większych stężeniach i to na własne życzenie, mam tu na myśli spożywany alkohol, napoje słodzone itd..

Co by Pan poradził osobom chcącym stworzyć własny kosmetyk i wprowadzić go na rynek?

Przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość i nie zniechęcać się, jeżeli jest to rzeczywiście czyjś pierwszy raz.

Żeby wprowadzić kosmetyk na rynek, celowo od tego zacząłem, bo jest to nieco łatwiejsze jako sam proces wdrażania, wystarczy posiadać lokal przystosowany do ISO 22716, czyli tzw. GMP, lub podpisać umowę wynajmu z podmiotem, który taki lokal posiada. Stworzyć własną księgę dobrych praktyk produkcyjnych, skompletować dokumentację techniczną surowców i posiadać raport oceny bezpieczeństwa produktu kosmetycznego. Oczywiście po drodze są jeszcze niezbędne badania, których wcale nie jest tak dużo oraz nie są one tak drogie jakby się nam zdawało. Tutaj chyba największym problemem jest opracowanie stabilnej i przemyślanej receptury kosmetyku, który będzie wpasowywał się w wymagania danej grupy zakładanych odbiorców. Rynek jest chłonny, jednak w dzisiejszych czasach nawet naturalna i prosta kosmetyka, która notabene ma wielu swoich zwolenników, musi czymś się wyróżniać z całego tego szeregu. Poza tym, musimy brać pod uwagę również wiele poza-kosmetycznych aspektów takich jak możliwości marketingowe, podatki, ceny surowców i wiele innych. To, że w domowym zaciszu stworzymy sobie bardzo funkcyjny i trafny kosmetyk nie oznacza wcale sukcesu sprzedażowego. Przerzucanie kosztów na klientów ma swoją granicę. A gdy już jesteśmy przy procesie tworzenia, to wcale nie jest tak łatwo bez uprzedniego przygotowania „zrobić sobie” emulsję, czy mydło. Owszem, zachęcam wszystkich do domowych eksperymentów, bo to właśnie przez eksperymentowanie uczymy się najszybciej, jednak pierwsze twory będą raczej mało „wyjściowe”. Dla mnie proces recepturowania formulacji kosmetycznych to swoiste projektowanie dzieła, które w finalnej odsłonie będzie miało wszystkie założone parametry i to właśnie na etapie tej przysłowiowej kartki i długopisu. Odpowiedni kolor, zapach, konsystencja (od tego zależy również dobór opakowania kosmetycznego), funkcyjność, czyli to jak będzie działał dany produkt kosmetyczny. Nie mam tu tylko na myśli samego działania w formie nawilżenia czy wygładzenia zmarszczek, ale również w jaki sposób będzie to robił. Poprzez składniki humektywne jako krem sekundowy po porannym prysznicu, czy może pójdziemy bardziej w stronę większej, tłustszej okluzji w wydaniu kremu na noc. Projektowanie kosmetyków to moje ulubione zajęcie. Z tych samych składników, przerzucając tzw. procenty możemy opracować bardzo szeroką gamę funkcjonalnych i różnorakich produktów kosmetycznych. Oczywiście, jeżeli ktoś tego nie czuje, może współpracować z podmiotami, które wykonają taką formułę na zlecenie. To też jest dobry sposób na stworzenie własnych kosmetyków, bez potrzeby zagłębiania się w te wszystkie szczegóły.

Dziękujemy za rozmowę. Była ona bardzo interesująca i pouczająca.

dr inż. Radosław Pawłowski – Safety Assessor, toksykolog, chemik specjalista nanomateriałów, towaroznawca zielarski. Właściciel firmy kosmetyczno-edukacyjnej Gopher Naturalnie.
Zajmuje się prawem kosmetycznym, GMP, dokumentacją produktów kosmetycznych i surowców kosmetycznych. Dodatkowo prowadzi edukację w zakresie fitochemii i ekstrakcji fitozwiązków, receptury kosmetycznej, postaci i formy produktów kosmetycznych.
 

Related posts

Leave a Comment