Rozmowy z asesorem o kosmetykach cz. 1

O kosmetykach piszemy bardzo często. Tym razem zdecydowaliśmy się, że porozmawiamy o nich z Radosławem Pawłowskim, osobą odpowiedzialną za ocenę bezpieczeństwa kosmetyków, konsultantem firm wprowadzających kosmetyki na rynek oraz osobą prowadzącą szkolenia z szeroko rozumianej kosmetologii. Korzystając z okazji, zadaliśmy Panu Pawłowskiemu szereg pytań, czasem dość trudnych… Zapraszamy do zapoznania się z rozmową.

Panie Radosławie, jak długo zajmuje się Pan oceną bezpieczeństwa kosmetyków?

Stricte oceną bezpieczeństwa w postaci raportów zajmuję się dopiero od niespełna roku. Natomiast formulacjami kosmetycznymi, technologią kosmetyczną, czy limitami stężeń substancji aktywnych od około 4 lat. Jeżeli zebrali byśmy wszystko w jedną całość mojej działalności i przygody z chemią, czy chemią surowców i mieszanin to będzie to już 10 lat.

Sama ocena bezpieczeństwa produktu kosmetycznego jest niczym innym jak wykorzystaniem wieloletniego doświadczenia pracy w laboratorium badawczym, zwieńczeniem studiów magisterskich, podyplomowych oraz doktoranckich. Wpasowaniem jej w wymagania stawiane w Rozporządzeniu WE 1223/2009.

Ocena bezpieczeństwa kosmetyków to niezbędny element podczas wprowadzania kosmetyków na rynek.

Czy uważa Pan, że marki często za bardzo czarują klientów obietnicami marketingowymi?

Uważam, że to właśnie klient niestety musi wykonać wiele pracy nad swoją własną filozofią kupowania. Żadna firma nie łamie prawa stosując różnoraką semantykę swoich deklaracji. Musimy nauczyć się odróżniać znaczenie prostych sformułować typu „działa nawilżająco” a „zawiera składniki nawilżające”. Tak samo znaczenie będzie mieć „działa przeciwzmarszczkowo” lub sformułowanie „anti-aging”. Pierwsze wyrażenia niosą za sobą działanie, natomiast drugie zawierają tylko informację, którą to klient musi sam zinterpretować. Według prawa, etykieta musi być oznaczona w języku kraju, w którym jest sprzedawany produkt, także wszystkie anglojęzyczne wstawki to jedynie ozdobniki etykiety bez wymogu pokrycia w działaniu. Rynek kosmetyczny znajduje się pod ciągłym nadzorem, czy to sanepidu czy inspekcji handlowej, które weryfikują bezpieczeństwo, ale i też właśnie takie deklaracje marketingowe. Jednak mogą to robić jedynie w zakresie swoich kompetencji i wydanych rozporządzeń czy ustaw. Dlatego proszę się nie dziwić, że na rynku dopuszczalna jest pewna „wolna amerykanka” w kwestiach informacji marketingowych, najzwyczajniej w świecie prawodawstwo dopuszcza takie rzeczy.

Dobrą radą dla potencjalnych klientów będzie na pewno to, aby czytali ze zrozumieniem składy kosmetyków, oraz wszystkie inne informacje zawarte na etykietach czy opakowaniach. Małą podpowiedzią będzie, że nie każdy „alcohol” w składzie będzie zły, natomiast nie każde złoto będzie dobre, zwłaszcza gdy w składzie występuje na szarym końcu, nawet za konserwantami.

Nastała moda na kosmetyki z „muchomorami”. Czy mógłby Pan odnieść się do tego tematu?

To fakt, tegorocznym „top secret” surowcem stała się amanita muscaria. Jako surowiec nie jest składnikiem zakazanym według Rozporządzenia 1223/2009. Jednak oceniając jej przydatność pod względem kosmetycznym, to jest ona chwiejna. Podkreślam, produkty kosmetyczne w myśl definicji są preparatami utrzymującymi prawidłowy poziom higieny i kondycji zewnętrznych części naszego ciała – czyli skóry, jej wytworów i błon śluzowych. To, że ekstrakty z muchomora czerwonego mogą mieć jakąś przydatność w stosowaniu terapeutycznym, czasem właśnie przez podanie dermalne to całkowicie inna sprawa w opozycji do wykorzystania kosmetycznego. Faktem jest, że świat grzybów posiada w swym arsenale o wiele bardziej trujące i szkodliwe okazy niż sama amanita muscaria, jednak to wcale nie umniejsza jej szkodliwości. Z tego co mi wiadomo, wiąże się muscymol, muskarynę i inne związki izoksazolowe z terapiami przeciwbólowymi, jednak jeżeli nasi Czytelnicy nie posiadają sami już na ten czas większej wiedzy, w odniesieniu do mojego krótkiego wywodu to apeluję jednak o porzucenie planów wykorzystania tego surowca, bo kij zawsze ma dwa końce. Coś może pomóc na jedno, ale w drugim zaszkodzić.

Czy jeśli coś nie jest zakazane to znaczy, że można stosować?

Ustawa 1223/2009 jasno określa, które substancje i ich pochodne są zakazane. Znajdziemy je w załączniku II do ustawy. Dodatkowo istnieje załącznik III, którym jest wykaz substancji warunkowo dopuszczonych ze szczególnym zastrzeżeniem dopuszczalnej ich ilości, czy przeznaczeniem stosowania. Oba te załączniki uzupełnione o wiedzę zaczerpniętą z pozostałych załączników i całej ustawy stanowią podstawę oceny zagrożenia. Niemniej cała ocena bezpieczeństwa produktu kosmetycznego opiera się nie tylko na ustawie, ale również innych danych literaturowych pochodzących ze sprawdzonych i uznawanych na arenie międzynarodowej źródeł. Bierzemy pod uwagę raporty EFSA – Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, FDA – Amerykańskiej Agencji Żywności i Leków, CIRu, czyli Panelu ekspertów ds. bezpieczeństwa surowców kosmetycznych, wielu innych baz danych i czasopism o światowym zasięgu. Jeżeli osoba Asesora w ramach badań literaturowych nad składem formulacji kosmetycznej natrafi na dane, które jednoznacznie obrazują szkodliwość potencjalnego zastosowania jakiegoś surowca, to wynik oceny zawsze będzie ten sam – negatywny, czy producent nie otrzyma raportu i najpewniej zostanie poproszony o usunięcie tej lub tych substancji z formulacji.

Natomiast, jeżeli coś wzbudza tylko społeczne kontrowersje, ale nie są one poparte żadnymi naukowymi dowodami, to nie widzę podstaw ku temu, by wynik oceny nie był pozytywny.

Jakie inne szkodliwe trendy zauważa Pan w kosmetologii?

Szkodliwym trendem zdecydowanie jest globalna dezinformacja klienta. Większość ludzi, gdy słyszy słowo konserwant wzdryga się. Podobnie jest z alkoholem w kosmetykach, czy solami aluminium. Szanowni Państwo, sprawa tutaj nie wygląda zero jedynkowo. Konserwantem nazywamy każdą substancję, która zapobiega rozwojowy mikroorganizmów. Będzie to zarówno fenoksyetanol, ale także gliceryna, ksylitol, biofermenty, czy kwasy organiczne. Układ konserwujący jest po to, aby kosmetyk mógł w ogóle zostać dopuszczony do użytku i w czasie kilkumiesięcznego jego użytkowania zachował bezpieczną dla ludzkiej skóry formę. W legalnej kosmetyce nie istnieje coś takiego jak kosmetyk bez układu konserwującego. Jeżeli jakiś produkt zawiera tzw. fazę wodną, to czymś musi być utrzymana w ryzach jego mikrostabilność. Więc moim zdaniem dużym nadużyciem jest stosowanie opisów na etykiecie, czy stronach produktowych „nie zawiera konserwantów”, bo zawsze je zawiera, tylko tutaj musi zwrócić uwagę w postaci jakiego związku. To samo dotyczy owianego złą sławą aluminium. Nie wszystkie sole glinu, zwłaszcza stosowane w antyperspirantach, będą złe. Popularny ałun siarczanu potasu jest związkiem o zerowej wchłanialności dermalnej, więc możemy go traktować na równi z innymi bezpiecznymi surowcami.

Natomiast największym, ponadczasowym i szkodliwym trendem w kosmetologii czy samej technologii kosmetycznej jest powiązanie kolagenu, kwasu hialuronowego czy innych polisacharydów z głębokim nawilżeniem. Żeby zobrazować podstawę jego działania musimy wyobrazić sobie sytuację, w której chcemy przecisnąć płetwala błękitnego przez dziurkę od klucza. Substancje te spełniają swoją funkcję jako składniki filmotwórcze, ograniczając lub wydłużając czas parowania wody z naskórka – co jest poprawnym i dobrym działaniem, jednak nie ma tutaj nic powiązanego z legendami, które krążą na ich temat. Przykładów moglibyśmy podać wiele, jednak na sam koniec wspomnę tylko o witaminie C. Szanowni Państwo, jest to silny antyoksydant, który wywołuje konkretne działanie, jednak z uwagi na swoją bardzo niestabilną formę bardzo szybko ulega dezaktywacji. Żeby dany kosmetyk rzeczywiście wykazywał konkretne działanie – pochodne do kwasu l-askorbinowego, to cała formulacja musi być dobrze przemyślana oraz uzbrojona w szereg innych wspomagaczy typu kwasy organiczne, octan czy mieszaninę tokoferoli (witamina E), kwas alfaliponowy. Wszystkie te dodatki bardzo mocno obciążają układ emulsyjny, przez co niszczą samą strukturę kremu. Dlatego też lepiej jest inwestować w płynne sera do twarzy, niż usilnie szukać kremu z wysoką zawartością witaminy C.

Ciąg dalszy materiału za tydzień! Zapraszamy

dr inż. Radosław Pawłowski – Safety Assessor, toksykolog, chemik specjalista nanomateriałów, towaroznawca zielarski. Właściciel firmy kosmetyczno-edukacyjnej Gopher Naturalnie.
Zajmuje się prawem kosmetycznym, GMP, dokumentacją produktów kosmetycznych i surowców kosmetycznych. Dodatkowo prowadzi edukację w zakresie fitochemii i ekstrakcji fitozwiązków, receptury kosmetycznej, postaci i formy produktów kosmetycznych.
 

Related posts

Leave a Comment